sobota, 29 grudnia 2012

Świąteczny tramwaj


Jeżeli macie w domu dziecko zbzikowane na punkcie różnych pojazdów, to może zainteresuje Was ten tramwaj. Będzie kursował jeszcze przez kilka dni. 

Muzeum Śląskie przygotowało atrakcję w postaci świątecznego tramwaju, którym można się bezpłatnie przejechać lub po prostu wsiąść do niego na stacjach o dłuższym postoju. Tramwaj kursuje po miastach Bytomia, Katowic, Chorzowa, Rudy Śląskiej, Zabrza, Dąbrowy Górniczej, Sosnowca i Będzina.
W środku tramwaju znajduje się ekspozycja zawierająca m.in. monumentalną szopkę.

Rozkład jazdy na stronie:


piątek, 28 grudnia 2012

Mamo mamo jest ptak

Tija przybiega zaaferowana:

-Mamo mamo jest ptak!!!

Na naszym balkonie siedzi kolorowa sójka. Były też sikorki.
A wszystko za sprawą kawałka deseczki z przymocowanymi za pomocą kleju połówkami orzechów włoskich. Dzieło Zmęczonego Tatusia.







piątek, 21 grudnia 2012

Jakże prawdziwe ...

 Jakbym widziała Tiję, która nie zważając na leżącego Zmęczonego Tatusia dwa razy w tygodniu po szóstej staje na baczność na łóżku, żeby przez okno ...





Na tym blogu wiele rysunków, które są po prostu świetne.

Przy okazji pozdrowienia dla miejskich służb komunalnych :)
Uważajcie wielki brat czuwa!! Nawet nie wiecie, z ilu okien patrzą na Was wasze wielbicielki. :)

Houston mamy problem

Byłam wczoraj na pierwszych szybkich zakupach od niepamiętnych czasów. W domu została furcząca Niania i Tija, która uparcie poluje na haka (samochód pomocy drogowej).
Szybkie te zakupy jednak nie były, bo szaleństwo przedświąteczne przygnało tłumy do sklepów. Albo może świadomość, że skoro dzisiaj koniec świata to dlaczego nie zaszaleć. Załadowałam dobra pierwszej potrzeby: mleko dla Tiji, wędlinka ponoć bez chemii również dla Tiji, chusteczki higieniczne. Przed kasą tknęła mnie myśl: Skoro jutro koniec świata to może kupię sobie prezent świąteczny. Przecież innych nie dostanę
Włożyłam więc do koszyka książkę Grocholi Houston mamy problem. Spędzę wieczór na czytaniu książki. Problem pojawił się przy kasie. Ponieważ w sklepie tym nie można płacić kartą a mój portfel zawierał 30 zł.
Przyglądam się zawartości koszyka. Postąpić racjonalnie czy jednak przyjąć za pewnik ten koniec świata?
Książka została w sklepie. A ja biorę mopa w rękę, jednak trzeba będzie robić świąteczne porządki... i stwierdzam, że karty płatnicze to przekleństwo.
Drugi raz w ostatnim czasie padłam ich ofiarą(Pierwsza wpadka).

czwartek, 20 grudnia 2012

Rośnie nam mały czekoladowy kombajn

Tija dostała od Mikołaja kalendarz adwentowy. Taki z czekoladkami. Składu czekolady wolę nie czytać. Mam jednak nadzieję, że jest bez chemii z opakowania.(Co można znaleźć w kalendarzach).
Jak przystało na dobrze zapowiadającą się czekoladowy kombajn ...

Tija pokazuje na półeczkę, na której leży jej kalendarz.
-Kochanie jadłaś już dzisiaj jedną czekoladkę.
Tija jest nieugięta. Tłumaczę, że mam Nianię na rękach więc nie mogę jej podać.
Tija więc szybko przystępuje do dzieła. Opróżnia kanapę ze swoich zabawek. Przynosi kocyk dla Niani, rozkłada go na kanapie i daje mi do zrozumienia, że mogę bezpiecznie Nianię odłożyć.
 
Sprytne dziecko. A że ma kilka wolnych czekoladek (w końcu kalendarz ma od 6 grudnia) czasami dostanie dwie.


środa, 19 grudnia 2012

Jaki sen taki dzień

Jeżeli sen o odtykaniu rury kanalizacyjnej miał być proroczym snem na nadchodzący dzień, to ja wolałabym się nie obudzić.

Tija z rana stoi przed monitorem i mówi, że chce baję. Ale nie byle jaką baję. Klaszcze w ręce i mówi, że właśnie taką z klaskaniem chce. Nie mam pojęcia o co jej chodzi.
Telefon do przyjaciela - może u Dziadków coś oglądała. Niestety Babcia nie jest w stanie mi pomóc. A Tija dalej stoi i klaszcze i na każdą zaproponowaną bajkę mówi NIE.
Podczas usypiania Tiji Niania budzi się z wrzaskiem i po drzemce Tiji. Później Tija postanawia nie być dłużna i za nic nie daje się wyprowadzić z sypialni, w której zasypia Niania. 
Niania chce być tylko w pionie, Tija nie chce jeść obiadu.
Tija chce klocki w tygryska. Skąd jej to przyszło do głowy? Przecież takich nie mamy.
Zmęczony Tatuś chyba coś wyczuwa i zostaje dłużej w pracy. A ja stoję i biję głową o ścianę.
Miałam ochotę zadzwonić do ciotki i złożyć reklamację. Mówiła, że będzie ciężko z dwójką, ale nie mówiła, że będzie tak cholernie ciężko!

Śledzenie przesyłek Poczta Polska

Zmęczony Tatuś nadając przesyłkę na poczcie dowiedział się, że może ją monitorować na stronie Poczty Polskiej.
Duch postępu zawitał w tej instytucji.

Na stronie Śledzenie przesyłek można sprawdzić m.in. paczki - łącznie z etapami gdzie się obecnie znajduje. Można również sprawdzić czy list polecony został doręczony.

Dobra ciekawostka w ferworze świątecznych zakupów online. Zamiast wydzwaniać do sprzedawcy czy już wysłał naszą paczkę i psioczyć na Pocztę Polską można poprosić o numer przesyłki a następnie samemu sobie sprawdzać tak jak w przypadku dostawy kurierem.

Wczoraj nadaliśmy jedną małą paczkę. Dzisiaj jest już prawie u celu.
Oby te prawie równe kilku kilometrom nie okazało się wiecznością.




wtorek, 18 grudnia 2012

Pierniczki ...

Wycinanie pierniczków z Tiją rządzi się pewnymi regułami ustalonymi przez Tiję:
- mąki do podsypania nigdy za mało,
-po co wycinać jak najwięcej pierniczków z jednej porcji rozwałkowanego ciasta, skoro można jeden na środku i ciasto znów wyrabiać na nowo,
-po co dociskać foremki, skoro wystarczy tylko lekko oznaczyć na cieście kontury foremki.

Wszelkie próby zmienienia złych nawyków - w końcu to jej pierwsze piernikowe szaleństwo pełzną na niczym. Ona wie lepiej wymachując rączkami nad stolnicą, tupiąc nóżką na krześle i mówiąc "ja sam, ja sam".

Ehhh chyba niestety wiem po kim to ma...




poniedziałek, 17 grudnia 2012

List do Świętego Mikołaja

Kochany Święty Mikołaju,

mam nadzieję, że jeszcze nie jest za późno i może uda Ci się dostarczyć prezent przed świętami.

Prosiłabym bardzo o przycisk "pauza". Właśnie taki jak w komputerze naciskamy, żeby zatrzymać film, który oglądamy czy zatrzymać piosenkę, którą słuchamy. W komputerze służy do tego spacja. Jest jeszcze przycisk z dwoma pionowymi kreseczkami w radioodbiornikach. A więc chciałabym taki przycisk, żeby wyłączyć na chwilę Tiję i Nianię. Obiecuję, że nie będę w tym czasie próżnować!! Pomogę Ci kupić prezenty dla nich, dla innych dzieciaczków, upiekę Ci pierniczki, wypiorę firanki i parę jeszcze innych przyziemnych spraw.
A przede wszystkim odciążę na chwilę głowę, bo powiem Ci szczerze, że to ciągłe nasłuchiwanie czy ta przeraźliwa cisza w pokoju Tiji to może efekt testowania nowych kredek na ścianie. Przerywanie różnych czynności w najmniej odpowiednim momencie (np. ubijanie biszkoptu dla dziadka), bo akurat Niania włącza syrenę a Tija śpi. Ciągła obawa o ich bezpieczeństwo szeroko rozumiane powoduje, że po prostu nie potrafię sobie przypomnieć jak to było kiedy w niedzielne popołudnie po obiedzie można było się zdrzemnąć i myśleć o niczym.
Mogę liczyć na Ciebie? :)

PS do Zmęczonego Tatusia - gdybyś to czytał nie demontuj spacji ze starej klawiatury ani nie demoluj tej starej wieży co jest w piwnicy.

wtorek, 11 grudnia 2012

Zła mama sankowa ...

Śnieg za oknem zaprasza - Chodź Tija na sanki. Mama Cię powozi.
Tija korzysta z zaproszenia pierwszy raz w tym roku. Mama ma plan, że po drodze zrobi zakupy. Jeżeli Tija nie będzie chciała na sankach jechać, to wylądują tam torby z zakupami. Ruszamy zostawiając za sobą rdzawy ślad na śniegu. Wszystko idzie gładko do momentu kiedy spotykam dwie babcie idące z naprzeciwka i słyszę urywek ich rozmowy:

- Jak to dobrze, że posypali chodniki.
-No, a mówią, że miasto pieniędzy nie ma.
-W zeszłym roku jak się przewróciłam ...

Wymijam babcie i na własnej skórze czy racze na mięśniach rąk czuję rozrzutność miasta. Po co ten piasek na chodnikach się pytam, po co?

Przed oczami miałam obraz Marka Kamińskiego, który przed wyjazdami na bieguny trenuje ciągnięcie opon po plaży. 
Na biegun się nie wybieram, tylko na zakupy ... pozostała mi droga na około gdzie chodniki są białe w brązowe plamy psich kup.
 


poniedziałek, 10 grudnia 2012

Instynkt macierzyński ...

Nie chodzi o mój ... tylko Duszka.
Duszek to świętej pamięci pseudo dobermanka. Podchodziła cichutko do człowieka i  niespodziewanie stawała obok biedaka strasząc go niemiłosiernie swoim przybyciem.
Stąd Duszek. Duszek jak przystało na dobermana miała być groźna. A było to bardzo poczciwe psisko. Nie tolerowała jedynie fartuchów przy kołach samochodu. Szczególnie samochodu listonoszki. Rzucała się często na fartuchy maluszka należącego do listonoszki. Trochę kasy na grzywny poszło.
Duszka była z odzysku. Miała wcześniej innego właściciela. Pilnowała jego firmy. Firma została zlikwidowana i Duszek poszła na sprzedaż, ciekawe czy jako majątek trwały czy ruchomy? Miała problemy z hormonami dlatego swoich szczeniąt nie miała.
W jej otoczeniu pojawiła się młoda kotka, która urodziła swoje pierwsze kocięta. Ta kotka jakaś taka nieporadna była. Kiedyś przenosiła kocięta z sobie tylko znanej kryjówki do innej równie zakamuflowanej. I Duszka przejęła jedno z nich, złapała w pysk i zniknęła. Zniknęła na dwie godziny, bo tyle czasu zajęło mi odszukanie jej. Przerażona wizją widoku zakrwawionych zębów zdziwiłam się widząc, że Duszka czule liże małego kotka i przytula do siebie.
Musiałam jej zabrać kotka, bo pewnie był głodny. Dla Duszki to był cios. Cała aż się trzęsła i chciała się dostać do pomieszczenia, w którym kotka karmiła maleństwa. Skomlała jak tylko usłyszała odgłosy maleństwa. Obudził się w niej instynkt macierzyński...



piątek, 7 grudnia 2012

Zwichrowane skojarzenie

Dochodzi północ, dzieci śpią. Zmęczony Tatuś tłumaczy jeszcze bardziej zmęczonej mamusi podstawy fotografii. Mówi coś o przestrzeni barw RGB, która składa się z trzech podstawowych barw za pomocą, których można wyczarować wszystkie inne barwy.

Patrzę zmęczonymi oczami na Zmęczonego Tatusia starając się zrozumieć o co mu chodzi. Po całym dniu wysłuchiwania "ja nie cia" lub "ja cia". Obracaniu się w słownictwie obejmującym świat wymyślonych, animowanych postaci, w którym autka mają ała, do głowy przychodzi mi czytana n razy rymowanka:

Pan Sobieski miał trzy pieski: czerwony, zielony, niebieski. Raz dwa trzy po te pieski idziesz ty.

Tak tak Ciotki i Wujki te podstawowe barwy RGB to czerwona, zielona, niebieska... a skojarzenia to już chyba efekt totalnego zwichrowania mózgu.

czwartek, 6 grudnia 2012

Nowy traktor i Bob Budowniczy

Tija staje z nowym traktorkiem przez telewizorem i z odległości dziesięciu centymetrów pokazuje go Bobowi Budowniczemu.

Obserwuję to i zadaję sobie pytanie dlaczego?

Możliwe odpowiedzi:

a) mamo jestem taka samotna i tak mało przebywam z innymi dziećmi, że muszę się chwalić wymyślonym postaciom,

b) chce zrobić na złość Bobowi - patrz jaką mam maszynę, nie to co twój rzęch,

c) co mam pokazywać Niani skoro ona jeszcze nie czai bazy.


środa, 5 grudnia 2012

Syrop glukozowo fruktozowy prześladuje mnie!

Jakiś czas temu przeczytałam w kolorowej gazecie artykuł Beaty Pawlikowskiej. Spodziewałam się czegoś o podróżach a tu okazało się, że temat jest związany z odżywianiem. Tyczył się syropu glukozowo-fruktozowego. Ładnie brzmi, prawda? Jak dla mnie to dodatkowo bardzo zdrowo. Przecież glukoza i fruktoza to cukry występujące w owocach i miodzie.
Syrop glukozowo-fruktozowy produkowany jest z kukurydzy. Jest powszechnie stosowany w produkcji spożywczej zamiast cukru ponieważ nie wymaga wcześniejszego rozpuszczania. Przypuszczalnie jest również tańszy.
Jednak spożywanie go w większej ilości według dotychczasowych badań przyczynia się do otyłości. Dzieje się to za sprawą dużej ilości fruktozy, która powoduje odkładanie tkanki tłuszczowej wokół narządów wewnętrznych.
Jak to się ma do fruktozy zawartej w owocach? Sprawdziłam na wikipedii na przykładzie jabłka, najsmaczniejszego owocu pod słońcem.
Jak wiele innych owoców, spożywane na surowo jabłka mają niską wartość na indeksie glikemicznym (fruktoza i inne cukry uwalniają się powoli z błonnika, przez co zawartość cukru we krwi konsumenta rośnie wolno, bez nagłych odchyleń) zatem są zdatne do spożywania przez osoby chorujące na cukrzycę lub hipoglikemię. Nie dotyczy to soku jabłkowego po oddzieleniu błonnika, gdzie wartość na indeksie glikemicznym ulega sporemu podwyższeniu.
Powyższy cytat wiele  tłumaczy. Jeżeli nie chorujemy, to indeks glikemiczny jest dla nas mało ważny. Jeżeli jednak mamy problemy z wagą, to jego wysoki poziom może przyczyniać się do otyłości.
Od momentu przeczytania tego artykułu ten syrop prześladuje mnie. Zmęczony Tatuś przyniósł do domu napój aloesowy. Cóż tam znalazłam? Syrop glukozowo-fruktozowy plus cukier.
Ale teraz najgorsze. Czasami z lenistwa kupowałam Tiji po drodze do piaskownicy napój w kartoniku ze słomką. Tija bawi się w piaskownicy a ja czytam skład tego cuda. Tak syrop glukozowo-fruktozowy. Nie pamiętam czy cukier też tam był czy nie.
Idąc dalej czytam etykietkę popularnych serków dla dzieci. Jest i syrop glukozowo-fruktozowy i cukier. Czasami myślę, że substancja słodząca została rozbita na dwa składniki dlatego, że gdyby miałby być to na przykład sam cukier to musiałby być na liście składników przed twarożkiem (zgodnie z zasadą, że składniki danego produktu muszą być wymieniane na opakowaniu od tego, którego jest najwięcej).
Niżej jeszcze wypowiedź prof. dr hab. Grażyny Cichosz pochodząca ze strony  

Większość produktów spożywczych przeznaczonych dla najmłodszych - reklamowanych w mediach jako prozdrowotne - słodzona jest syropem tzw. glukozowym. Tak naprawdę, wyroby te stanowią zagrożenie otyłością i cukrzycą, a ich prozdrowotne działanie jest - co najmniej - wątpliwe. Spożycie wyrobów słodzonych syropem tzw. glukozowym należy ograniczać a najlepiej eliminować je z diety. Niewielkie ilości syropu fruktozowo-glukozowego pochodzącego z wsadów owocowych mogą być obecne w jogurtach słodzonych cukrem, informacje zawsze podawane są na etykiecie.
Produkty słodzone syropem fruktozowo-glukozowym spożywane sporadycznie nie stanowią zagrożenia dla zdrowia. Jednakże regularna ich konsumpcja prowadzi do zwiększenia apetytu, insulinooporności i cukrzycy typu 2. Jedna porcja produktu słodzonego syropem zaspokaja całodobowe zapotrzebowanie na cukry. A przecież w diecie obecne są także inne węglowodany: z pieczywa, ziemniaków, kasz, ryżu, owoców, warzyw, ale także z żywności tzw. wygodnej. Jeżeli, ponad zapotrzebowanie kaloryczne organizmu, zjadać będziemy codziennie tylko jedną porcję produktu słodzonego syropem osiągniemy w ciągu roku kilka kilogramów nadwagi przy 2- krotnie zwiększonym prawdopodobieństwie cukrzycy. Konsumpcja kilku porcji takich wyrobów (napoje, soki, serki, jogurty, lody, desery) nie jest żadnym problemem, zwłaszcza że są one bardzo smaczne. Prawdopodobieństwo otyłości i cukrzycy wzrasta wówczas kilkukrotnie
.


W takim serku pewnie jest niewiele takiego syropu, ale jeżeli jemy go codziennie? ...bo ponoć zdrowy.... Do tego nawet jeżeli sami nie kupujemy, to możemy być zmuszeni sytuacją do wypicia napoju z czarnej listy. Do tego batoniki dla dzieci, oczywiście z syropem, w ramach deseru.
Tak więc sumarycznie może się nazbierać niezła ilość.
A w przypadku serków jest alternatywa. Nie mówię już nawet o robieniu samemu - kupić sobie serek homogenizowany naturalny i dosłodzić go ulubioną substancją słodzącą w ilości, która nie powoduje niepokoju naszego sumienia. Do tego dodać owoce. Powiem szczerze – zdecydowanie nie przypomina to smaku gotowych serków. Jednak jeżeli się jeszcze dziecka nie nauczyło jedzenia przesłodzonych gotowców można spróbować. (Biedna Niania, Tija już niestety zna słodycz).
Ale są też zwykłe serki, które po prostu nie są dedykowane dzieciom. Które są produkowane przez nasze spółdzielnie mleczarskie i których termin przydatności jest zdecydowanie krótszy. No i których skład mieści się w jednej linijce. I których cena nie składa się głównie z kosztów marketingowych, które nam mają zamącić w głowie.
Piszę tyle o tych serkach ponieważ z dzieciństwa wyniosłam zwyczaj jedzenia serka waniliowego (poprawnie powinno być wanilinowego) z dodatkiem kakao. Dla mnie pyszne – do tej pory się tym zajadam. Zmęczony Tatuś nie może na to patrzeć.

 

Znacie to paskudztwo?

Zbrodniarza, który puścił to pierwszy raz Tiji mogłabym zacząć katować moim własnym śpiewem. Misiu może i uroczy, ale nawet mój skrzywiony słuch nasuwa mi myśl, że po słuchaniu tego skrzypaczką czy piosenkarką to Tija nie zostanie. :)
No ładnie wychodzą niezrealizowane pragnienia mamusi, które z miłą chęcią scedowałaby na córeczkę. ;)

Uwaga! Nie puszczajcie tego przy dzieciach, bo się od tego już nie uwolnicie.
Wujek Gdzie Jest Bobas po pierwszym odsłuchaniu zdziwił się, że to nie jest po chińsku.



poniedziałek, 3 grudnia 2012

Gdzie jest Niania

Są takie chwile kiedy zastanawiam się czy dwuletnia różnica w wieku dzieci to dobry pomysł. Szczególnie wtedy gdy jedna budzi drugą, nie rozumie (oczywiście tyczy się to tej starszej), że mama nie może jej teraz wziąć na ręce, bo karmi młodszą lub że w wózku nie zmieszczą się dwie małe istoty, przykładów można by mnożyć.
Ale są też takie chwile jak ta:
Tija biega w samych skarpetkach po mieszkaniu z dwoma grzechotkami. Podchodzi do łóżeczka, żeby wręczyć je Niani.
-Niani nie ma - stwierdza.
Widzę, że odczuwa lekki niepokój i rozpoczyna poszukiwania po mieszkaniu małej Niani. Zagląda do kuchni- bujaczek pusty, pod stół w dużym pokoju (normalnie jej tam nie trzymam), do łazienki, za zasłony (może bawi się w chowanego?). Nigdzie jej nie ma. Ostatecznie wyrokuje, że pewnie jest z tatą w pracy.
Biorę ją na ręce i podchodzimy do łóżeczka. Niania śpi zasłonięta przez kocyk. Na jej widok Tija się rozpromienia i nie rezygnuje z wręczenia grzechotek. Na całe szczęście łapię je i Niania dalej śpi spokojnie.
A Tija zaczyna psikać i oponuje:
-Ja nie buta". ehhh

niedziela, 2 grudnia 2012

Czekoladowa piosenka nr 2.

Tym razem w roli czekoladowej piosenki piękny utwór muzyczny ze ścieżki dźwiękowej do filmu "Czekolada".

Tytuł: Minor Swing




Ehhh żeby tak można było zjeść tylko jedną kosteczkę czekolady ...

piątek, 30 listopada 2012

Czekając na wiatr ...

Tegoroczny listopad miał parę dni, które kusiły do wyjścia na zewnątrz. Był totalnie bezwietrzny. Mamusia jednak trzymała swoje dzieci w domu (stąd te dosyć powiedzmy regularne wpisy na blogu). Nie prowadzałam ich po dworze tudzież po polu ;). Zła mama! Znalazłam sobie nową rozrywkę. Śledzę stronę http://stacje.katowice.pios.gov.pl/monitoring/. Cóż właściwie cały listopad ma przekroczone wskaźniki pyłu zawieszonego PM10 w powietrzu na Śląsku.

Na stronie http://spjp.katowice.pios.gov.pl/aqi.aspx można przeczytać zalecenia:

"Należy unikać jakiejkolwiek aktywności na wolnym powietrzu. Dzieci, osoby w podeszłym wieku, kobiety w ciąży i osoby ze zdiagnozowanymi chorobami układu oddechowego czy krążenia powinny pozostać w domu. "

Kiedy byłam dzieckiem i wracaliśmy z wakacji w Łaziskach wiedziałam po zapachu, że już niedaleko do domu. Obecnie nie ma tego problemu. Elektrownia ma zamontowane filtry na kominach.
Problem niskiej emisji nie dotyczy tylko Śląska. Pewnie u nas jest to bardziej dotkliwe. Chociaż Kraków ma jeszcze gorzej.
I to pewnie tak jak z jazdą samochodem. Wiadomo, że trzeba przestrzegać przepisów, a jednak są łamane. Wiadomo, a może jednak nie, że to zanieczyszczenie obecnie to nie sprawa elektrowni, fabryk, bo te albo mają filtry, albo poupadały, ale tych małych kominów na dachach domów, przez które wylatuje świństwo. Do tego należy dodać bardzo niekorzystne położenie niektórych miast, w których chyba lepiej nie mieszkać, np. Rybnik.

Informacje na temat stanu powietrza są dostępne dla ludności. Dla Śląska informacje znajdziecie na tej stronie Sprawdź czy warto jeszcze oddychać
Osobiście mam dość tego smrodu, który wnoszę na ubraniach wchodząc do mieszkania. Tak więc czekam na wiatr, który wreszcie to przewieje...

Dla zainteresowanych taka zagadka- czy wiecie co to jest?



czwartek, 29 listopada 2012

Dzień darmowej dostawy - 3 grudnia 2012

Już po raz kolejny można skorzystać z darmowej przesyłki przy zakupach online.

Na podstawie regulaminu dostępnego na 
http://dziendarmowejdostawy.pl/regulamin-akcji/  w tym roku minimalna wielkość zamówienia to 20 zł.
Sklep, który przystąpił do tej akcji ma obowiązek wyzerować wszystkie koszty dostawy przy zamówieniach o minimalnej wartości brutto 20 zł, bez względu czy dostawa będzie pocztą, kurierem czy przez paczkomaty.
Jeżeli tak nie jest łamie regulamin.

Fajna sprawa jeżeli polujecie na coś małego przed zakupem czego wzbranialiście się ze względu na wysoki koszt przesyłki.

Pamiętajcie - zamówienie musi być złożone 3 grudnia 2012.

A wykaz sklepów biorących udział w akcji dostępny na stronie:

Wykaz sklepów biorących udział w akcji



środa, 28 listopada 2012

Uważajcie na karuzelki z pozytywkami!!

Zmęczony Tatuś odgrzebał karuzelkę na łóżeczko po Tiji i zamontował Niani. Niania się cieszy, bo coś jej tam przed oczami przemyka. Gaworzy sobie do kolorowych zwierzaczków. Sama radość.
Żeby zwierzaczki się kręciły trzeba je nakręcić. Słyszalna jest też wtedy charakterystyczna pozytywkowa melodyjka. I tu jest problem.
Niania ją chce. Tija nie. Za każdym razem kiedy ją usłyszy czy to oglądając baję czy będąc zajęta wszystkim innym podobiega do łóżeczka Niani krzycząc "ja nie cia, ja nie cia". 
Ona nie cia, a Niania cia. I co zrobić? Tłumaczymy Tiji, że też się nią bawiła. Testujemy czy chodzi tutaj o zwykłą zazdrość i włączamy inną pozytywkę w jakimś starym zegarku po dziadku. Tija również nie chce tego słyszeć.

W związku z tym, że karuzelka z pozytywką była jedynym źródłem tego typu dźwieków stwierdzam, że ma traumę z wszesnego dzieciństwa. 
Może za dużo się jej nasłuchała? :) Tak więc uważajcie :)

wtorek, 27 listopada 2012

Mam to w głowie

Jeżeli wierzyć w to, że dziecko po urodzeniu reaguje pozytywnie na znane dźwięki z brzucha mamy, to Niania powinna tak właśnie reagować na Lokomotywę Tuwima. Tija bez przeczytania jej tego wierszyka nie zasnęła więc Niania czy chciała czy nie słuchała jej co wieczór w moim brzuchu. 
A kto miał Tiji ładnie recytować? Mamusia. Tak więc mamusia o każdej porze może powiedzieć co tam, w którym wagonie się znajduje: banany, fortepiany i inne zwierzaki.
Tija naciągnęła Zmęczonego Tatusia na czytanie bajek na dobranoc. Zmęczony Tatuś przeczytał ich kilka po czym Tija stwierdziła, że jej mało i mama ma jej jeszcze przeczytać Lokomotywę. Rusza więc z łóżka w poszukiwaniu książeczki z Lokomotywą. Mówię jej, że nie trzeba, że mam to w głowie.
Tija podnosi oczy i z zaciekawieniem patrzy na moją głowę chyba w poszukiwaniu książeczki.

Tyle się jeszcze musi nauczyć ...

poniedziałek, 26 listopada 2012

Trwaj chwilo trwaj...

Czasami zdarza się taka chwila w ciągu dnia podczas której obie śpią. Panuje wtedy taka przeraźliwa cisza. Przeraźliwa? Może bardziej wspaniała cisza. 

Można spokojnie pozbierać myśli i w spokoju przygotować obiad, ogarnąć mieszkanie, wytrzeć podłogi, zrobić pranie, napisać e-maile, napisać listę prezentów świątecznych, napisać wpis na blogu.
No i można przeczytać jakąś książkę co by wreszcie się dowiedzieć jak te dzieci wychowywać i karmić, można pogimnastykować się, upiec ciasto.

Można w spokoju przejrzeć swoją szafę w poszukiwaniu ubrań, w które może jednak się wbiję, można przejrzeć ubranka dziewczynek i poodkładać te, z których już wyrosły.

Można również robić wiele innych czynności, które jednak ze względu na rzadkość wykonywania obecnie nawet nie przychodzą mi do głowy.

Można również wykorzystać tą chwilę i pójść spać. :) I to zrobiłam.

Czekoladowa piosenka nr 1. :)


Bombonierka, Basia Stępniak-Wilk


Kiedy tylko usłyszę w radio tą piosenkę uśmiecham się.
Piosenka ta ma już ładne parę lat, ale treści wciąż aktualne.
No i jest bardzo czekoladowa.
Przychodzą Wam do głowy jakieś inne czekoladowe czy słodkie piosenki?

niedziela, 25 listopada 2012

Czwarta nad ranem ...

Czwarta nad ranem. Niania kręci się w swoim łóżeczku i posapuje. Czas na karmienie. Napinam mięśnie brzucha, bo czuję, że krzyż może nie przeżyć podnoszenia ponad sześciokilogramowego szczęścia.
Karmię ją siedząc na skraju łóżka. Resztę zajmuje Zmęczony Tatuś i Tija. Właściwie Tija, bo Zmęczony Tatuś też przyklejony do skraju łóżka. Jeżeli ktoś mi powie, że spanie z dzieckiem w jednym łóżku to przyjemność - odpowiem, że dla mnie nie. Za często jej pięty lądują na mojej głowie.
Siedzę więc na tym skraju łóżka i myśli wędrują do kuchni. Zastanawiam się co tu ugotować na niedzielny obiad. Tija pewnie zje rosołek. O matko! Mięso jeszcze w zamrażarce!!!! Po karmieniu wyciągnęłam mięso i coś mnie tknęło, żeby sprawdzić czy mamy chleb na śniadanie. Oj kochana Nianiu dobrze, że się obudziłaś na to karmienie, bo chleb też był tylko w wersji zamrożonej. Te nocne karmienia czasem się przydają ... ale tylko czasem. :)

piątek, 23 listopada 2012

Sztama

Za sprawą ciotki J. używam nosidełka dla Niani. Sprawa super fajna i jeszcze o nim pewnie napiszę.
Wczoraj Niania marudziła. Czujki na próby położenia w poziomie miała wyostrzone na maksa więc próba odłożenia do łóżeczka kończyła się rykiem. 
Stąd z Nianią w nosidełku postanowiłam się zabawić z Tiją w chowanego.
Cóż, metraż skromny, ale okazuje się, że Tija dobrze się bawi.
Chowamy się za zasłoną - Niania siedzi cicho, ale Tija od razu nas znajduje.
Jednak Niania chyba wyczuwa, że nie o to w tej zabawie chodzi.
Następny pomysł to łazienka, w której panują ciemności, zostawiam lekko uchylone drzwi. Tija biega po mieszkaniu, troszkę chyba już zrezygnowana. Z pomocą przychodzi jej Niania - zaczyna kichać i furczeć.
Następna kryjówka w pokoju Tiji również zdemaskowana przez Nianię - tym razem wypuszcza głośno dołem to co nie wyszło górą. Wabi tym samy Tiję z powrotem do jej pokoiku.

Ehhh no trzymają sztamę :)

czwartek, 22 listopada 2012

Kupa kasy ... a ja nie mam co do garnka włożyć ;)



Czekamy na dwudniowe badania w szpitalu dziecięcym. Wizyta umówiona już ponad miesiąc temu. Zbliża się ten dzień. Wielkie przygotowania: Tija idzie na wycieczkę do babci, ja latam po sklepach w poszukiwaniu ciuchów (Żadnych bodziaków), bo poplamione dresy wydają się być nie na miejscu. Zarwana noc, bo może budzik nie zadziałał i zaspaliśmy.
Martwimy się, bo Niania furczy i kicha i nie wiemy czy nas przyjmą do szpitala.
Na izbie przyjęć:
-Imię tatusia?
Ratownik z niekrywaną satysfakcją - Uwielbiam tą chwilę zastanowienia u matki.
Faktycznie trudno tak od razu odpowiedzieć. :)

Z izby przyjęć kierują nas na oddział. A na oddziale:
- Mama z dzieckiem na badanie - mówi pielęgniarka do lekarza.
-A to urządzenie działa?-pyta lekarz.
-A nie działało?
Siedzę na kanapie i przysłuchuję się tej rozmowie z niedowierzaniem. Zmęczony Tatuś w tym czasie odstawia wózek do szatni. Miałam jakieś przeczucie, że te badania nie dojdą do skutku, ale wyciszyłam swoją intuicję.
A więc urządzenie nie działa, miało już działać, ale właściwie nie wiadomo kiedy będzie działało. Dlaczego nas nie poinformowano? Właściwie nie wiedzą, inne wizyty zostały przełożone. UPS! Nie tracę cierpliwości, bo wiem, że prędzej czy później i tak się tu pojawimy. Wracamy więc do domu: bez uporządkowanego portfela, spisanej listy prezentów świątecznych, z nietkniętymi książkami od ciotki J. Tak - mamusia ułożyła sobie całą listę rzeczy do zrobienia w szpitalu. Przecież nie musi bawić się z Tiją, gotować, sprzątać czyli ma tyle wolnego czasu. :)
Furczącą Nianię badamy w naszej przychodni, odbieramy Tiję ... i cholera znowu muszę kombinować co do garnka włożyć, żeby Tija to zjadła.
W drodze powrotnej, na całe szczęści krótkiej wykładam co mi leży na sercu. Jak to nie wiedzą kiedy będzie im sprzęt działał. Przecież dali za niego kupę kasy i pewnie jest serwisowany za kupę kasy. Zmęczony Tatuś otwiera mi oczy: pewnie chodzi o tą kupę kasy, którą pod koniec roku ciężko znaleźć na naprawę sprzętu.


środa, 21 listopada 2012

Chwila nieuwagi i ...byle do lata :)

Ukochany miś, ukochana lala, pieluszka, poduszeczka ... różne ulubione przedmioty mają maluchy. Bez nich nie pójdą na spacer, nie pójdą spać... No właśnie - nie zasną!
Przeżyłam ścisk żołądka połączony z zimnym potem na plecach kiedy rozpakowując się na wyjeździe nigdzie nie widziałam ukochanego kocyka Tiji. Jego brak oznaczał przypuszczalnie powrót do domu siedemdziesiąt kilometrów. Na całe szczęście Zmęczony Tatuś nie wyciągnął go jeszcze z samochodu.
Kocyk ten Tija dostała od Dziadków. Jest cieplutki, milutki i mimo dwuletniego używania non stop jeszcze jakoś się prezentuje.
Tija uwielbia go heklować. Heklować to po śląsku robić na drutach. Przekłada jego krawędzie między palcami tak jakby odmawiała różaniec.
Chodzi z nią ten kocyk z kuchni do pokoju, z pokoju do łazienki. Oczywiście jest ciągnięty po podłodze. 

Tak więc czasami nadchodzi taki dzień - powoli dochodzą do wniosku, że gorszy niż wizyta u stomatologa- kocyk lekko sztywnieje i trzeba wyprać! Należy zrobić to możliwie jak najszybciej po porannym obudzeniu, żeby miał szansę wyschnąć na południową drzemkę. Latem bezproblemowa sprawa. Teraz kiedy kaloryfery letniawe, a słońce należy do rzadkości jest to operacja dosyć niebezpieczna.
Moment przemycania do łazienki musi być niezauważony przez Tiję. Udało się.
Jednak ... wychodząc z łazienki do płaczącej Niani nie domknęłam drzwi i Tija zobaczyła TO. Jej ukochany kocyk w pralce. Ryk!!! Na nic tłumaczenia, że będzie pachniał, nie będzie miał na sobie brudu z podłogi, jedzenia i tym podobnych. Przecież jej Myszka Miki przeżyła pranie. Zaczyna naciskać wszystkie możliwe przyciski. Nie pozwala wyprowadzić się z łazienki ... tak więc siedzimy w łazience i wpatrujemy się w wirujący kocyk, śpioszki, bodziaki, pieluszki ... i siedzimy. A ja modlę się o cud!
Stuk puk! Faktycznie ktoś puka do drzwi czy tylko pobożne życzenie? Zostawiam wyjącą Tiję i idę z nadzieją, że zastanę tam kogoś. Kogoś jest w osobie babci, która zabiera Tiję na spacer.
Ufff teraz tylko czekać na koniec prania. Niania wyczuwa, że jestem tylko dla niej i włącza syrenę. HA!!!! Mamusia przypomina sobie zbawienny jednostajny szum niektórych urządzeń. Wyciągam suszarkę do włosów ... włączam. Niania się uspokaja, a ja suszę kocyk popijając herbatę. Zdążyłam.
 
Byle do lata ...

wtorek, 20 listopada 2012

Żadnych bodziaków, sukieneczek, kaftaników!!!

Przychodzi taki smutny moment kiedy czas pogodzić się z rzeczywistością. Tych paru pociążowych kilogramów jednak nie da się tak łatwo zrzucić. To oznacza koniec złudzeń wciśnięcia się w spodnie, których kilka par leży na dnie szafy. Trzeba jednak kupić większe ciuchy, żeby pokazać się ludziom. Najlepiej wybrać taki sklep, który jest przyjazny świeżej mamie czyli z zawyżoną rozmiarówką. Wtedy jest szansa pozostać przy dotychczasowym rozmiarze i oszukiwać się, że nic nie pozostało do ukrycia. Drugą cechą sklepu przyjaznego mamie jest brak działu dziecięcego. No jak nie skusić się na oglądanie prześlicznych sweterków dla Tiji. Może jednak jej coś kupię, a ja poczekam? I tak nigdzie nie wychodzę. Krzyczę od razu na siebie za te myśli- to są moje dwie godziny zakupów. Żadnych kaftaników, bodziaków, sukieneczek słodkich jak cukiereczki.
Nie jest to łatwe zadanie, bo po wejściu do galerii zauważam, że nogi prowadzą mnie do Smyka. Nie, nie nie!! W oczy rzucają mi się ozdoby świąteczne. Czy coś przegapiłam? Dopiero co narzekałam, że końcówka ciąży latem to głupi pomysł. Wreszcie wybieram jeden sklep- cóż dwie godziny to nie zbyt dużo na skompletowanie nowej garderoby. Nigdy nie lubiłam zakupów, pewnie dlatego, że wiem co składa się na tą cenę, którą widzimy na półce, ot zboczenie zawodowe. Przymierzam, wychodzę z przymierzalni po większe rozmiary (średnio przyjazny sklep jeżeli chodzi o rozmiarówkę). Wreszcie udaje mi się wybrać parę ciuchów. Pierwszy raz od paru miesięcy. Idę do kasy. Do zamknięcia sklepu 5 minut. Podaję kartę do płacenia. „Błąd łączności”. I tak kilka razy. Okazuje się, że jest awaria internetu i pozostaje tylko płatność gotówką. Sprawdzam ile mam gotówki. Robię szybką selekcję zwybranych rzeczy- zostaje piękny sweterek dla Tiji i ...spodnie dresowe dla mnie. W końcu dom to teraz moje królestwo, w którym powinnam czuć się wygodnie. :)

poniedziałek, 19 listopada 2012

Co tam dwuwyrozwe zdanie, cztery słowa mają tą moc!

Na bilansie dwulatka pani doktor zapytała się czy dziecko układa dwuwyrazowe zdania. Jeżeli przyjąć za zdanie: "mama iść" to jak najbardziej. Ok, umiejętność zaliczona.

Od bilansu trochę czasu minęło. Dziecko się nasłuchało wymówek, że teraz nie mogę czytać jej książeczki bo karmię Nianię, że nie mogę teraz podać jej chrupki, bo Niania głodna i płacze, że nie włączę teraz bajki, bo Niania głodna.

Tija, mądra jest... proszę ją, żeby posprzątała klocki. Po jakimś czasie już nie proszę tylko mówię stanowczym głosem, zero reakcji. Klocki dalej walają się po podłodze. W końcu przy kolejnym nakazie Tija traci do mnie cierpliwość:
-Mama iść, Niania mniam mniam!!


niedziela, 18 listopada 2012

Tytułem powitania ...

Zawodowo: wypalony handlowiec.
A kto to taki wypalony handlowiec?
Moja własna definicja: to handlowiec, który właściwie przeprasza swoich klientów, że chce im coś sprzedać, rozumie ich bardzo dobrze, że nie chcą kupić, rozumie, że płatności dla innych dostawców są ważniejsze niż płatności dla jego własnej firmy. Oczywiście taki handlowiec jest przekonany, że w konkurencji to mają totalny luz - towar się sam sprzedaje, faktury same się opłacają.
A że konkurencja tak myśli o naszej firmie, to już właśnie prawo handlowania.
Wypalony handlowiec w związku z tym, że swojej frustracji nie może przelewać na klientów przelewa ją na ludzi w stosunku do których to on jest klientem, np. inkasent parkingowy (Głupio mi ).
No i oczywiście wypalony handlowiec klnie jak szewc za kierownicą najbardziej ulubionego auta przez wszystkich czyli służbowego.


Prywatnie: mama Tiji i Niani. Różnica wieku między nimi to dwa lata. Na stan obecny stwierdzam, że stanowczo za mało.
I o tym między innymi będzie ten blog - dlaczego dwa lata różnicy między dziećmi to za mało...
Przyznaję czekam na taki dzień kiedy zobaczę, że dziewczynki bawią się razem, Tija nie miażdży grzechotką Niani, nie budzą się nawzajem podczas południowej drzemki (w końcu będą kiedyś takie duże, że nie będą sobie tej drzemki ucinać a ja będę pewnie marzyć, żeby jednak na nią się skusiły).
I wtedy powiem sobie, że dwa lata różnicy to był rewelacyjny pomysł.
Póki co czekam ... 

Informacja dla potencjalnego pracodawcy: wypalenie zawodowe z czasem mija :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Prawa autorskie

Zdjęcia i teksty, o ile nie zaznaczyłam, że jest inaczej, są mojego autorstwa i podlegają prawu autorskiemu. Zanim skopiujesz - zapytaj.