Czwarta nad ranem. Niania kręci się w swoim łóżeczku i posapuje. Czas na karmienie. Napinam mięśnie brzucha, bo czuję, że krzyż może nie przeżyć podnoszenia ponad sześciokilogramowego szczęścia.
Karmię ją siedząc na skraju łóżka. Resztę zajmuje Zmęczony Tatuś i Tija. Właściwie Tija, bo Zmęczony Tatuś też przyklejony do skraju łóżka. Jeżeli ktoś mi powie, że spanie z dzieckiem w jednym łóżku to przyjemność - odpowiem, że dla mnie nie. Za często jej pięty lądują na mojej głowie.
Siedzę więc na tym skraju łóżka i myśli wędrują do kuchni. Zastanawiam się co tu ugotować na niedzielny obiad. Tija pewnie zje rosołek. O matko! Mięso jeszcze w zamrażarce!!!! Po karmieniu wyciągnęłam mięso i coś mnie tknęło, żeby sprawdzić czy mamy chleb na śniadanie. Oj kochana Nianiu dobrze, że się obudziłaś na to karmienie, bo chleb też był tylko w wersji zamrożonej. Te nocne karmienia czasem się przydają ... ale tylko czasem. :)
mózg zmęczonej matki w nocy różne myśli podsuwa ;)
OdpowiedzUsuń