Ukochany miś, ukochana lala, pieluszka, poduszeczka ... różne ulubione przedmioty mają maluchy. Bez nich nie pójdą na spacer, nie pójdą spać... No właśnie - nie zasną!
Przeżyłam ścisk żołądka połączony z zimnym potem na plecach kiedy rozpakowując się na wyjeździe nigdzie nie widziałam ukochanego kocyka Tiji. Jego brak oznaczał przypuszczalnie powrót do domu siedemdziesiąt kilometrów. Na całe szczęście Zmęczony Tatuś nie wyciągnął go jeszcze z samochodu.
Kocyk ten Tija dostała od Dziadków. Jest cieplutki, milutki i mimo dwuletniego używania non stop jeszcze jakoś się prezentuje.
Tija uwielbia go heklować. Heklować to po śląsku robić na drutach. Przekłada jego krawędzie między palcami tak jakby odmawiała różaniec.
Chodzi z nią ten kocyk z kuchni do pokoju, z pokoju do łazienki. Oczywiście jest ciągnięty po podłodze.
Tak więc czasami nadchodzi taki dzień - powoli dochodzą do wniosku, że gorszy niż wizyta u stomatologa- kocyk lekko sztywnieje i trzeba wyprać! Należy zrobić to możliwie jak najszybciej po porannym obudzeniu, żeby miał szansę wyschnąć na południową drzemkę. Latem bezproblemowa sprawa. Teraz kiedy kaloryfery letniawe, a słońce należy do rzadkości jest to operacja dosyć niebezpieczna.
Moment przemycania do łazienki musi być niezauważony przez Tiję. Udało się.
Jednak ... wychodząc z łazienki do płaczącej Niani nie domknęłam drzwi i Tija zobaczyła TO. Jej ukochany kocyk w pralce. Ryk!!! Na nic tłumaczenia, że będzie pachniał, nie będzie miał na sobie brudu z podłogi, jedzenia i tym podobnych. Przecież jej Myszka Miki przeżyła pranie. Zaczyna naciskać wszystkie możliwe przyciski. Nie pozwala wyprowadzić się z łazienki ... tak więc siedzimy w łazience i wpatrujemy się w wirujący kocyk, śpioszki, bodziaki, pieluszki ... i siedzimy. A ja modlę się o cud!
Stuk puk! Faktycznie ktoś puka do drzwi czy tylko pobożne życzenie? Zostawiam wyjącą Tiję i idę z nadzieją, że zastanę tam kogoś. Kogoś jest w osobie babci, która zabiera Tiję na spacer.
Ufff teraz tylko czekać na koniec prania. Niania wyczuwa, że jestem tylko dla niej i włącza syrenę. HA!!!! Mamusia przypomina sobie zbawienny jednostajny szum niektórych urządzeń. Wyciągam suszarkę do włosów ... włączam. Niania się uspokaja, a ja suszę kocyk popijając herbatę. Zdążyłam.
Stuk puk! Faktycznie ktoś puka do drzwi czy tylko pobożne życzenie? Zostawiam wyjącą Tiję i idę z nadzieją, że zastanę tam kogoś. Kogoś jest w osobie babci, która zabiera Tiję na spacer.
Ufff teraz tylko czekać na koniec prania. Niania wyczuwa, że jestem tylko dla niej i włącza syrenę. HA!!!! Mamusia przypomina sobie zbawienny jednostajny szum niektórych urządzeń. Wyciągam suszarkę do włosów ... włączam. Niania się uspokaja, a ja suszę kocyk popijając herbatę. Zdążyłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz