Nie chodzi o mój ... tylko Duszka.
Duszek to świętej pamięci pseudo dobermanka. Podchodziła cichutko do człowieka i niespodziewanie stawała obok biedaka strasząc go niemiłosiernie swoim przybyciem.
Stąd Duszek. Duszek jak przystało na dobermana miała być groźna. A było to bardzo poczciwe psisko. Nie tolerowała jedynie fartuchów przy kołach samochodu. Szczególnie samochodu listonoszki. Rzucała się często na fartuchy maluszka należącego do listonoszki. Trochę kasy na grzywny poszło.
Duszka była z odzysku. Miała wcześniej innego właściciela. Pilnowała jego firmy. Firma została zlikwidowana i Duszek poszła na sprzedaż, ciekawe czy jako majątek trwały czy ruchomy? Miała problemy z hormonami dlatego swoich szczeniąt nie miała.
W jej otoczeniu pojawiła się młoda kotka, która urodziła swoje pierwsze kocięta. Ta kotka jakaś taka nieporadna była. Kiedyś przenosiła kocięta z sobie tylko znanej kryjówki do innej równie zakamuflowanej. I Duszka przejęła jedno z nich, złapała w pysk i zniknęła. Zniknęła na dwie godziny, bo tyle czasu zajęło mi odszukanie jej. Przerażona wizją widoku zakrwawionych zębów zdziwiłam się widząc, że Duszka czule liże małego kotka i przytula do siebie.
Musiałam jej zabrać kotka, bo pewnie był głodny. Dla Duszki to był cios. Cała aż się trzęsła i chciała się dostać do pomieszczenia, w którym kotka karmiła maleństwa. Skomlała jak tylko usłyszała odgłosy maleństwa. Obudził się w niej instynkt macierzyński...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz