środa, 16 stycznia 2013

Matka sankowo-wózkowa

Jakiś czas temu jako narzekałam jako matka sankowa (Tutaj się żalę), że chodniki posypane ... a wczoraj? I tak źle i tak niedobrze.

Sąsiadka z piętra niespodziewanie dla wszystkich przeprowadza atak wiertareczkami udarowymi - wymienia drzwi wejściowe razem z framugą.
Tija nie słyszy bajki, ja gwiżdżącego czajnika (gdybyśmy mieli gwizdek), Niania ma tymczasowo nową wersję łóżeczka - wibrujące. Ewidentnie jej się to nie podoba i ryczy czego ja w sąsiednim pokoju nie słyszę.
Szybka decyzja - ewakuacja.
Niania do wózka, Tija na sanki.
No i co teraz? Jedną ręką pcham wózek, drugą ciągnę sanki.
Ciepło już po 100 metrach. Zachowuję pogodę ducha - bo właśnie zaoszczędzam jakieś kilkanaście złotych, które musiałabym wydać na aerobik. Fakt, nie ćwiczę wszystkich partii mięśni, ale co tam, po co mi całe obolałe ciało, ręce wystarczą.

Co mi zostało z tego spaceru? Zakwasy ... i kilkanaście złotych w kieszeni.
Będzie na puzzle dla Tiji. Dziękuję kochana sąsiadko.

1 komentarz:

  1. ja mam chytry plan.. w weekend będziemy próbować zaprzęgać Lenę do sanek ;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Prawa autorskie

Zdjęcia i teksty, o ile nie zaznaczyłam, że jest inaczej, są mojego autorstwa i podlegają prawu autorskiemu. Zanim skopiujesz - zapytaj.